piątek, 17 kwietnia 2015

UWAGA!!!

Wiecie... Zawieszam Bloga. Nie chce go narazie usuwać, bo byłoby mi go szkoda.:( Narazie tylko zawieszam. Nie wiem Szczerze na ile. 
Podejrzewam, że kiedy ponadrabiam zaległości w szkole wrócę do pisania. ;) 
I Myślę, że nawet z jakimś nowym wątkiem. 
No Także ten... przepraszam i do następnego postu.;) 
AHAAA!  ZAPOMNIAŁABYM. ZAŁOŻYŁAM TWITTERA. DAJ MI FOLLOW, DAM FBACK.;)
@ItsssNaaat 

sobota, 28 marca 2015

Part 13

                                *Jai*
Jadąc do tego starego kąta, który niegdyś był naszą bazą bałem się. Bałem się tego, że ten psychopata coś zrobi Nath. Że jak przyjadę będzie za późno... Nie, no nie. Te myśli są przytłaczające. Kiedy dorarłem na to zadupie wyjąłem magazynek napełniając i odbezpieczając pistolet. Zakradłem się pod ścianę tego obskurnego, rozwalającego się budynku, a właściwie jego szczątek. Samochodu Dean'a nie było. Na pewno gdzieś pojechał, a ja korzystając z okazji wślizgnąłem się do tych ruin. Kiedy szedłem pustym korytarzem wszystkie wspomnienia we mnie uderzyły. Ten czas kiedy byłem maszyną do zabijania w rękach Dean'a... Jednak pieniądze były potrzebne. Teraz rozumiem, że w ten sposób zarobione były brudne... takie okropne...  Przerwałem moje rozmyślania otwierając drzwi od pokoju, w którym zawsze Dean trzymał swoje ofiary. Wchodząc do pomieszczenia od razu zauważyłem Nath przywiązaną do krzesła. Nie zasłużyła na to... nie ONA.
- Boże, malutka. Już... ci... spokojnie.  - Podbiegłem do niej odwiązując ją i mocno przytulając do torsu.
- O...on wróci. Jai tak strasznie się bałam. - Zaszlochała dziewczyna zanosząc się spazmatycznym płaczem.
- Nie płacz, dobrze? Będzie dobrze... musi być. - Delikatnie pocałowałem dziewczynę. Wiem, że w tej sytuacji to dziwne ale miałem świadomość, że to może być nasz ostatni pocałunek.
- Aaaaah jaki słodki widoczek. - Zaklaskał Dean, który opierał się o framugę obdrapanych drzwi. Jak najprędzej wstałem i skierowałem pistolet w jego stronę. - Hah. Jai. Jai. Jai. Nadal jesteś taki porywczy jak kiedyś. Ona nie jest tego warta. - Kiwnął podbródkiem na Nath, która wstała i schowała się za mną. Złapałem ją za dłoń, która była zimna jak lód.
- Jest milion razy lepsza od ciebie. Bynajmniej nie jest taka fałszywa. - Warknąłem denerwując tym Dean'a.
- Ty mały szczurze! - Krzyknął chcąc odbezpieczyć broń, nie zdążył. Pociągnąłem za spust, trafiając prosto w serce.
- Boże Jai ty go zabiłeś! - Pisnęła czarnowłosa z przerażeniem w oczach... podejrzewam, że widok, który zastała ją przeraził. Tak, byłem zdolny go zabić.
- Tak. Bo nie mogłem pozwolić żeby on zabił ciebie. - Mruknąłem patrząc w jej czekoladowe oczy.
- Chodźmy stąd. - Zręcznie zmieniła temat. Czy tak trudno zauważyć, że jest dla mnie całym światem?
                     *Nath/W domu*
Kiedy razem z Jai'em wróciłam do domu od razu poszłam się wykąpać. Było krótko po trzeciej w nocy. Kąpiąc się przemyślałam wszystko... od teraz moje życie powinno wrócić do normy... wypady z Cher, Julią i Jaymi'm... Chodzenie na różne gale, kontynuowanie życia, które miałam przed spotkaniem tego bruneta o pięknych czekoladowo-zielonych tęczówkach...
Nigdy nie żałowałam, że go spotkałam...  może na początku relacje nie były takie jak teraz, ale... Myślę, że lubię go. Nawet bardzo...
                           *Jai*
Cóż, może i jestem tchórzem.. nie powiedziałem Nath, że ją kocham... ale napiszę list. Z szuflady wyjąłem kartkę papieru o formacie A4 w kolorze morskim i zacząłem pisać...
"Droga Nath... od czego by zacząć... najlepiej od początku... jesteś dla mnie bardzo ważna. Najważniejsza... jesteś jedyną osobą, dla której chcę się zmienić... na lepsze. To Dzięki tobie zrozumiałem, że byłem wręcz ochydną osobą... jednak wracając do rzeczy... Ja... ja cię kocham. Jestem tego pewien... żadna dziewczyna nie zawróciła mi tak w głowie... żadnej nie kochałem... jesteś moim słoneczkiem... dzisiaj cię pocałowałem... wiedziałem, że to mógł być nasz ostatni pocałunek 
... Nie wiem jak zareagujesz... Boję się tego... Jeśli tego nie czujesz... proszę cię, nie odrzucaj mnie... " 
Kiedy skończyłem pisać list podrzuciłem dziewczynie na poduszkę, sam udając się do swojej sypialni.
                   *Nath*
Kiedy wyszłam z łazienki coś przykuło moją uwagę. A mianowicie morska kartka na poduszce. Byłam pewna, że jej nie kładłam. Siadając na łóżku zaczęłam ją czytać... Co?! Przecież to niemożliwe... Jai mnie kocha... Czym prędzej poszłam do sypialni bruneta. Spał... był taki słodki...
Nic nie mówiąc po cichu położyłam się obok niego. Niestety Jai się obudził.
- Co ty tutaj robisz? - Wymruczał. Jego głos po wybudzeniu jest naprawdę przyjemny.
- Też cię kocham Jaidon. - Nic więcej nie dodając pocałowałam chłopaka.
- Naprawdę? - Mruknął przez pocałunek.
- Tak, dopiero teraz uświadomiłam sobie ile tak naprawdę dla mnie znaczysz. - Odparłam przytulając się do torsu chłopaka.
- Nie masz pojęcia jaki jestem szczęśliwy... Szczęśliwszy niż kiedykolwiek... - Wymruczał Jai całując mnie w czoło i oplatając rękoma wokół talii. - Dobranoc Skarbie.
- Dobranoc Jye...
♙♙♙♙♙♙♙♙♙♙♙♙♙♙♙
NO I KOCHANI JEST PART 13. :P MAM NADZIEJĘ, ŻE NIKOGO NIE ZAWIODŁAM A DŁUGOŚĆ ROZDZIAŁU JEST ODPOWIEDNIA. :)) Z GÓRY PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY, PONIEWAŻ NIE SPRAWDZAŁAM CZY TAKOWE SIĘ TAM ZNALAZŁY. ;) I ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA <33

niedziela, 22 marca 2015

Part 12

                      *Jai*
Byłem mega zaskoczony, a jednocześnie szczęśliwy i pełen obaw. Nie wiedziałem, że da się tak, ale nieważne. Przyciągnąłem dziewczynę do torsu. To było zbyt piękne, żeby było prawdziwe...  Nie chciałem aby to się tak skończyło. To mógł być tylko impuls... a ja nie zniósłbym tego. Moje rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Ugh... kogo niesie?! Posadziłem Nath na fotelu w salonie, a sam poszedłem otworzyć drzwi. No kogo przywiało? No pewnie, że Neymar'a.
- Cześć, jest Nath? - Uśmechnął się chłopak. Żygam już tą całą jego słodkością.
- Jest, a co? - Zmierzyłem wzrokiem mulata. Kolczyki w uszach, spodenki do kolan, niebieski T-Shirt. Czyli nic ciekawego.
- Zapomniała telefonu. Przekażesz? - Zapytał Ney widząc, że nie toleruje go zbytnio.
- Ta. - Mruknąłem i zatrzasnąłem mu drzwi przed nosem.
- Kto to był? - Zapytała Nath kiedy przekroczyłem próg salonu.
- Neymar. - Odparłem z obrzydzeniem. Serio zawsze przerywa! Ten to ma wyczucie czasu. - Zapomniałaś telefonu. - Podałem urządzenie Brązowookiej.
- A no faktycznie. Miło z jego strony, że się pofatygował. - Uśmiechnęła się. Chyba jednak to co zadziało się przed chwilą to był impuls...
- Nath musimy porozmawiać. - Zacząłem niepewnie. - Znaczy się... boo...  to co zdarzyło się przed chwilą... to...
                       *Narrator*
W tym momencie chłopakowi przerwał dźwięk wydobywający się z telefonu dziewczyny, która pośpiesznie odebrała.
- Taaak? - Zapytała Przeciągle.
- No hej Nath. Czas na babski wypad co nie? - Krzyknęła Charlotte do słuchawki.
- Ty ja i Julia? - Zapytała z błyskiem w oku czarnowłosa.
- No a jakże inaczej? Bądź u nas za 30 minut czekam paa. - Cher rozłączyła się, a Jaidon posmutniał. Doskonale wiedział, że tak prędko nie dostanie odpowiedzi na niedokończone w dodatku pytanie.
- Jaaaaaai. Ja wychodzę z dziewczynami. Będę pod wieczór. - Dabrowsky na pożegnanie przytuliła Brooks'a i wyszła.
                         *Jai*
I znowu kicha... co miałem poradzić? Przecież nie zabronię spotykać się jej z przyjaciółmi... Jednak tak bardzo chciałem powiedzieć co do niej czuje. Ale to takie potwornie trudne... Nigdy nie wyznawałem uczuć. Nie było na to miejsca. A teraz kiedy chciałem to zrobić... UGH! Życie...
                     *Nath*
Było strasznie ciemno kiedy pożegnałam się z Cher i Julią. Uliczki oświetlały jedynie mleczne latarnie i jeszcze to nieswoje uczucie... Wrażenie jakby ktoś mnie obserwował... przyśpieszyłam nieco kroku, chcąc znaleźć się w domu. Przy Jai'u... Niestety niedane mi to było, ponieważ po chwili przed oczyma miałam ciemność...
                        *Jai*
Już po 23! Chodziłem z kąta w kąt martwiąc się coraz bardziej... A co Jeśli... nie, Boże tylko nie to... dzwoniłem do niej tyle razy... ma wyłączony...
Czekając bezczynnie przyszedł mi sms:
- No widzisz Brooks, a było sprzątnąć ją na początku. Strata boli? Ty nie wiesz jak to jest kiedy zespół cię opuszcza. Ona za to zapłaci. Jej śmierć będzie długa i bolesna. D. - Dean... niee... nie wierze w to. Szybko spakowałem pistolet i wsiadłem w samochód udając się niegdyś do naszej bazy...
😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍
Heeej. No i jest part 12 <33 niedosc że kiepski to jeszcze krótki.;-; wybaczycie?  :/ Mam nadzieję że Tak. Serdecznie zapraszam do komentowania;))

wtorek, 10 marca 2015

Part 11

                     *Nath*
Ughh... 6:50. No i co ja mam robić skoro mam wolne?! Moje miękkie jak dotąd łóżko dzisiaj mnie nie lubi... ugh... zwlekłam się z ubóstwianego przeze mnie mebla i powędrowałam do łazienki w celu ubrania się itp.
Tak wiem, nic oryginalnego, ale ma być mi wygodnie. W końcu nigdzie się nie wybieram. Zeszłam do kuchni chcąc zrobić sobie coś do jedzenia, tam zastałam Jai'a.
Chciałam się wycofać, ale było trochę za późno, chłopak odwrócił się.
- Chcesz papu? - Zapytał szczerząc się od ucha do ucha. Nie oszukujmy się ... w tamtym momencie wyglądał jak milion dolarów.
- A co robisz? - Zapytałam przygryzając dolną wargę.
- Jeszcze nic. - Znowu ten czarujący uśmiech. - Ale masz do wyboru jajecznicę, omlet, naleśniki i kanapki. A więc?...
- Naleśniki. - Powiedziałam z błyskiem w oczach. Serio, kocham naleśniki!
- Dobry wybór. - Ile on może się tak szczerzyć? Nieważne. Mówiąc to odwrócił się i zaczął przygotowywać posiłek, a ja wlepiłam w niego wzrok. Dla wielu dziewczyn jest ideałem... w tym dla mn... ekhm... Ogar! Odgarnęłam od siebie tę myśl tak szybko, jak wpadła mi do głowy.
- Wiem, że najchętniej zjadłabyś mnie, ale to trochę krępujące, jak patrzysz się na mnie, jak na ósmy cud świata. - Zaśmiał się serdecznie, a ja zalałam się soczystym rumieńcem, po czym szybko zakryłam go włosami. Nie zauważył tego... chyba. Mam nadzieję.
- Nie patrzałam na ciebie i nie chce cię zjeść. - Zakpiłam.
- Taaak, jasne. Zenon jestem, miło mi. I na co zakrywasz rumieńce? Ładnie ci tak. - Puścił mi oczko, po czym postawił przede mną talerz z naleśnikami. Nie odpowiedziałam mu nic. Miał rację...  gapiłam się na niego wręcz bezczelnie. Smarując naleśnika nutellą spojrzałam w oczy Brooks'owi, który siedział naprzeciwko mnie. Jego zielono-brązowe tęczówki śledziły każdy mój krok. Nie powiem... speszyłam się, ale starałam się tu ukryć. Nigdy nie Byłam na maxa pewna siebie, ale teraz to już w ogóle...
- Czemu nie jesz? - Wyrwał mnie z transu głos Brooks'a uświadamiając mi, że cały czas patrzyłam się na niego. No ale jest na co się patrzeć...
- Jem... - Mruknęłam biorąc kęs naleśnika do ust i smakując go.
- Smakuje ci? - Zapytał brunet.
- Jest pyszny. - Odpowiedziałam jak najbardziej szczerze. Po skończonym jedzeniu wstałam od stołu dziękując dwudziestolatkowi.
- Idziesz gdzieś? - Uśmiechnął się ciepło. - No... tak... chciałam iść do Ney'a. - Uśmiechnęłam się niepewnie widząc, jak chłopak otworzył usta chcąc coś powiedzieć. Jednak po chwili zrezygnował.
- W porządku... - Mruknął po czym wyszedł z kuchni, a ja udałam się do Neymara. Stojąc pod jego drzwiami zapukałam w nie kilka razy, a po chwili w ich wnęce pojawił się chłopak.
- No heeej. Wchodź. - Uśmiechnął się serdecznie, jak zawsze z resztą.
- Cześć, mam nadzieję, że nie przeszkadzam. W końcu to niezapowiedziana wizyta.
- No co ty, zwariowałaś? Ty nigdy nie przeszkadzasz. Właśnie uczę się grać na gitarze, patrz!
- Bardzo ładnie. - Zaśmiałam się głośno.
- Nooo wieeem, a tak serio to wiem, że uszy odpadają. - Uśmiechnął się. 
- A może cię nauczyć? Ja umiem, i lubię grać, więc mogłabym ci pomóc. - Wyszczerzyłam się. 
- No pewnie. Czemu nie, w końcu porządna lekcja by mi się przydała. - Przybił mi piątkę, po czym zaczęłam go uczyć. Po około dwóch godzinach bezsensownego brzdąkania ze strony Neymar'a, który swoją drogą jest antytalentem w grze na gitarze wróciłam do domu. Kiedy nacisnęłam klamkę drzwi nie ustąpiły. Byłam pewna, że nie zamykałam! Zapukałam więc w drewnianą powłokę drzwi, a w ich wnęce pojawił się Jai. 


-Ew... to ty. - Speszył się chłopak.
- Kogo się spodziewałeś? - Zapytałam z lekką nutką ironii... Jednak po chwili zrozumiałam, że ta wredna postawa w stosunku do Jai'a była bezpodstawna.
- Znaczy się... nie. - Mruknął i zniknął we wnętrzu domu. Potraktowałam go conajmniej źle. Skierowałam się do kuchni w celu zrobienia obiadu. Nieskromnie mówiąc kuchnia mnie lubi. I nie, nie chciałam podlizać się Brooks'owi. Chciałam przeprosić. Przygotowałam pieczonego łososia i surówkę warzywną. Czyli min. Pomidorki koktajlowe, ser Feta, kukurydza, papryka itp. Kiedy skończyłam nakładać posiłek na talerze zawołałam Jai'a. Niestety ten nie schodził. Postanowiłam pójść do jego sypialni. Kiedy weszłam bez pukania chłopak leżał na łóżku ze słuchawkami w uszach i telefonem w ręce. Jai pod nosem coś podśpiewywał... stwierdzam fakt, że Brooks ma genialny głos.
Zapukałam lekko w ścianę zwracając na siebie uwagę bruneta.. 
- Zrobiłam obiad i... chciałabym z tobą porozmawiać. Znaczy się... eww... przeprosić. Za moje chamskie i szczeniackie zachowanie. 
- Nic się nie stało. - Uśmiechnął się chłopak blado. - Co tam zrobiłaś? 
- Zobaczysz. - Wyszczerzyłam się poprawiając humor Brooks'owi, który w mgnieniu oka wparował do kuchni. 

- Mam nadzieję, że będzie smakować. Aha! I poza tym masz bardzo ładny głos. - Spojrzałam na chłopaka, który prawie zakrztusił się napojem.
- Słyszałaś to wycie?! O Boże, szczerze ci współczuje. - Spłonął rumieńcem Brooks. TO ON SIĘ RUMIENI?!
- Awww... jak ty słodko się buraczysz. - Skomentowałam zaistniałą sytuację. - I masz bardzo ładny głos. Chciałabym żebyś po obiedzie coś zaśpiewał, dobrze? - Zapytałam z nadzieją.
- Nie... ja nie chcę. Ja nie umiem... - Wypierał się brunet, choć ja wiedziałam Swoje.
- Umiesz. Zależy mi na tym. Zrób to dla mnie proszę. - Zrobiłam minę a'la kot ze Shrek'a.
- No w porządku... ale jak ogłuchniesz to pamiętaj! Sama chciałaś. - Zaśmiał się serdecznie.
- Ja się o swój słuch nie martwię, bo wiem, że masz talent. I gdybyś tylko chciał go rozwijać zaszedłbyś daleko. - Odparłam jak najbardziej poważnie.
- Taaa... ale ja nie chcę. Moim atrybutem nie jest mikrofon tylko pistolet.  - Powiedział z nutą goryczy w głosie. Widać było, że ma dosyć tego, w co się wpakował... a ja? Ja usychałam z bezradności, że nie mogę mu pomóc...
Podeszłam do niego, usiadłam Jai'owi na kolanach i mocno przytuliłam.
- Będzie dobrze... musi być. - Mruknęłam zaciągając się jego zapachem.
- Właśnie chodzi o to, że nic nie jest pewne... nie jesteś ze mną w stu procentach bezpieczna, bo Dean nie śpi... Narazie nie wie gdzie jesteśmy, ale jestem pewien, że niedługo kości zostaną rzucone, pionki ruszą, a gra się zacznie... - Powiedział chłopak tak cicho, że ledwo co usłyszałam przyciągając mnie bliżej.
- Ale ja mimo wszystko ci ufam... Pomimo twoich słów, że nie jestem przy tobie w stu procentach bezpieczna ja... ja taką się właśnie czuje... - Mruknęłam w zagłębienie jego szyi zdobywając się na chwilę odwagi.
- Nie masz pojęcia jak wiele to dla mnie znaczy... to, że jesteś mi w stanie ufać po tym, jak na początku miałem ci coś zrobić... - Nie wypowiedział tego słowa...  nie powiedział " jak na początku miałem cię zabić... "
- Zapomnijmy o tym... wiem, że w takiej sytuacji to nie na miejscu, ale...  nie możemy żyć przeszłością, bo tracimy przyszłość...  - Mruknęłam patrząc w jego brązowo-zielone tęczówki zapominając o całym świecie... Byłam rozkojarzona... i to bardzo... przymykając na chwilę powieki i opierając czoło o tors Brooks'a przemknęło mi przez myśl "A co by było gdyby..." Ponoć kto nie ryzykuje ten nie pije szampana... Nie zastanawiając się dłużej pocałowałam chłopaka. Wydawał się być lekko zaskoczony, ale oddał pocałunek. Z pozoru groźnie wyglądający niewysoki mięśniak okazał się być delikatnym chłopakiem, który mnie zauroczył jak nikt inny przedtem... już sama nie wiedziałam czy to dobrze...

▩▩▩▩▩▩▩▩▩▩▩▩▩▩▩▩▩▩▩▩▩▩▩▩▩▩▩▩
No i kochani po długiej dosyć przerwie jest part 11. :)) Ogólnie jestem tak srednio zadowolona z rozdziału. Zabijcie mnie, jest kiepski x - x. Aha!  I Z góry przepraszam was za błędy, które się znajdą w tej części. ;))  I Jak myślicie będą razem? :D I czy Jai wreszcie powie co czuje?  ;) 

poniedziałek, 2 marca 2015

Part 10

                         *Jai*
Nie no... bardzo fajnie... Jest się z czego cieszyć... niby powinienem życzyć szczęścia Nath z tym całym "przystojnym brunetem" no... a..ale coś nie potrafię... Czy ją lubię? Tak, nawet bardzo dlatego też nie powinienem życzyć jej źle... ale nie mogę opanować moich myśli, w których ten chłopak choć niczemu winien zginął już cztery razy... Jednak skoro Dabrowsky się on podoba... nie będę jej bronił spotykania się z nim... W ogóle mam dziwne odczucia co do niej... Lubię brązowooką bardzo. Nawet bardzo, bardzo...  Muszę porozmawiać o tym z Jaymi'm... on mi pomoże...
- No jestem stary. - Powiedział na wstępie Jaymi wchodząc do mojej sypialni.
- Może i uznasz to za oznakę pedalstwa...  no ale... chciałem z tobą porozmawiać... ooo... Nath. - Spuściłem wzrok. Gdzie moja pewność siebie?! 
- Uhuhuuuu no mów, mów. - Pisnął jak baba rozradowany przyjaciel siadając na łóżku. 
- Bo ja ją tak lubię... znaczy się, wiesz tak bardzo lubię. Jest ładna... dobra, jest piękna i mąd...
- Zakochałeś się. - Przerwał mi Jaymi z wyłupiastymi oczami i bananem na twarzy. - Jai, ty ją kochasz!!! 
- Ale nie krzycz taaaak... I czy ty jesteś tego pewien? - Mruknąłem niepewnie. 
- Ughh Brooks... twoimi uczuciami ciężko wzruszyć od najmłodszych lat, więc powiedz mi co czujesz jak ją widzisz. - Wzruszył ramionami Hensley. 
- Chęć przytulenia, wywołania uśmiechu, no i taka trochę gula w gardle, no ale ja nie wierze w te motylki w brzuchu. To nie dla mnie. 
- Oj stary, stary... zacznij w nie wierzyć bo doświadczasz ich na własnej skórze...  I Jeśli chcesz ją przytulać i wywoływać uśmiech na jej twarzy radzę powiedzieć jej co czujesz nim będzie za późno... - Uśmiechnął się dwudziestopięciolatek i opuścił moją sypialnię... Za późno? Ale, że jak?...  Że ten chłopak mnie ubiegnie? Przecież oni się nie znają, a ja nie mam AŻ TYLE odwagi aby przyznać się do swoich uczuć... choć brzmi to prymitywnie taka jest prawda... po prostu boję się odrzucenia, bo nigdy Przecież nie wyznawałem uczuć... 
                      *Nath*
Leżąc bezczynnie w mojej nowej, genialnej sypialni zadzwonił mi telefon. Hmmm... kto to? Numer nieznany, ale ok, odbiorę, najwyżej pomyłka. 
- Taak? 
- Nath? - Woaaah... czyli ten ktoś mnie zna. 
- Tak, a kto mówi? 
- To ja Neymar. Pamiętasz, ten przewodnik z lotniska. - W tym momencie na moją twarz wpełz szeroki uśmiech. 
- No jakże mogłabym zapomnieć. - Wypaliłam bez namysłu zalewając się rumieńcem i w duchu ciesząc się, że Ney tego nie widzi. 
- Awwww Cieszę się. To super będę mógł wpaść? - Zatkało mnie. Ale, że tak teraz... no w sumie... zastanawiając się chciałabym go poznać. 
- No jasne wyślę ci adres sms-em. Paa. - Rozłączyłam się, po chwili wysyłając Ney'owi sms-a z adresem. Po niespełna pięciu minutach zadzwonił dzwonek do drzwi. Wstałam i zeszłam do drzwi wejściowych w celu ich otworzenia ale Jai mnie ubiegł. Słysząc skrawek rozmowy pomiędzy chłopakami stwierdzam fakt, że był szorstki. 
- A ty do kogo?  - Mruknął ponuro Brooks. Widać, że Ney był zakłopotany więc postanowiłam uratować go z tej niezręcznej sytuacji. 
- Do mnie, Jai. - W tamtym momencie chłopak, którego imię wcześniej wspomniałam spojrzał na mnie z żalem w oczach... a może mi się tylko wydawało? - Wejdź Ney. - Dopowiedziałam, a Chłopak podążył za mną schodami w górę pociągając z "bara" Jai'a...  w tym momencie zrobiło mi się strasznie przykro... będę musiała z nim porozmawiać. 
- Jakie fajniusie łóżko mogę na nie skiknąć?  - Zapytał Neymar z oczami Kota ze Shrek'a. 
- Haha taki duży a na łóżku chcę skakać!  - Wytknęłam mu język. - Dobra małpo skaczemy. - Zaczęliśmy się głośno śmiać tak, że chyba cała dzielnica nas słyszała oraz skakać po łóżku. 
- I w ogóle jestem twoim sąsiadem. 
- Hahahaha, co? - Spoważniałam natychmiast.
- Nie cieszysz się? Mieszkam naprzeciwko. - Uśmiechnął się brunet.

- Nie, no bardzo się Cieszę, ale jestem zaskoczona. - Zaprzeczyłam szybko.
- Tak?  To super! Ale wiesz co? Umówiłem się z kumplem na siłownię, więc będę spadał. Pa śliczna. - Pocałował mnie w policzek i wyszedł. Myślę, że muszę porozmawiać z Jai'em... W końcu należą mi się wyjaśnienia... Poszłam do sypialni chłopaka i bez pukania weszłam do środka. Chłopak leżał zwinięty w kłębek przodem do okna więc nie Byłam pewna czy Brooks śpi. Podeszłam bliżej... Jaidon nie spał tylko patrzył w obraz za oknem... takim... takim pustym wzrokiem.
- Jai... możemy porozmawiać?  - Zapytałam niepewnie widząc, że chłopak nie ma ochoty na rozmowę.
- A mamy o czym? - Chłopak podniósł się do pozycji siedzącej.
- Czemu jesteś dla mnie taki oschły? I czemu tak potraktowałeś Neymar'a? - Odparłam z wyrzutem.
- A jak mam go traktować, Nath? Nie jest mi nikim bliskim. Nie znam go i ty też, nie znasz jego zamiarów. A jakoś bardzo mu ufasz. Wiesz co, nie będę powtarzał tego co z Shelley'em. Nie będę twoją maskotką, którą się pocieszysz a chwilę potem polecisz "zapoznawać" się z innymi chłopakami. Nie wiem co czułaś do George'a, ale jakoś cię to obleciało. Mówiłaś, że zapamiętasz go do końca życia... mhmm...  właśnie Widzę. - Zakpił sobie ze mnie a ja powstrzymywałam potok łez. Jak on mógł...
- Dziękuje Jaidon... teraz wiem jakie masz o mnie mniemanie. Jak o każdej pustej gwiazdeczce, która o życiu nie wie nic i potrafi tylko bawić się uczuciami... - W tym momencie się popłakałam... lecz nie interesowało mnie to. Chciałam dokończyć moją wypowiedź.
- I wiesz co Brooks, nigdy nie byłeś dla mnie przejściowy. Z resztą nikt cię ze mną nie trzyma. W każdej chwili możesz się spakować i wyjść! A poza tym ty się podjąłeś "opiekowania się " mną , więc z łaski swojej nie pieprz! - Krzyknęłam i uciekłam do swojej sypialni. Długo płakałam aż poduszka nie zrobiła się mokra. Nawet sama nie wiem kiedy usnęłam... Jednak kiedy się obudziłam było pare minut po osiemnastej. Postanowiłam zejść do kuchni zrobić sobie coś do jedzenia, bo strasznie zgłodniałam. Kiedy otworzyłam drzwi na wycieraczce siedział Brooks. Aha?
- Czego? - Mruknęłam patrząc się w jego czarujące tęczówki, które teraz aż się prosiły o chwilę rozmowy...
- Ja chciałem porozmawiać...
- A mamy o czym? - Odpowiedziałam tak samo chamsko jak on wtedy... być może zachowuje się jak dzieciak, ale to nie ja mam humorki jak baba w ciąży.
- Nath, tak mamy... chciałem cię bardzo, bardzo, ale to bardzo przeprosić...  za wszystko, za to że stwierdziłem, że jesteś pusta... i wspomniałem o drażliwym dla Ciebie temacie... - Jego oczy zaszły łzami... czyżby nasz Gangsta płakał?...
- Coś jeszcze? Głodna jestem...- Mruknęłam wymijająco. Szczerze nie chciałam o tym rozmawiać...
- Wybaczysz mi moje zachowanie? - Zapytał drżącym głosem patrząc się w podłogę. Delikatnie uniosłam jego podbródek.
- Tu jestem, nie na podłodze. I tak wybaczam, ale pamiętaj... Wybaczam, ale nie zapominam Jaidon... - Uśmiechnęłam się blado.
- Tak, wiem... takiej okropnej rzeczy nie sposób jest zapomnieć... - Przytulił mnie brunet. - Ale mam nadzieję, że kiedyś, w dalekiej przyszłości mi wybaczysz w stu procentach... - Mruknął w moje włosy.
- Ja już wybaczyłam w stu procentach Jye, każdemu się mogło zdarzyć...
- Tak... Ponoć tak, ale... mam wyrzuty sumienia... - Zaczesał swoje włosy do góry ciągnąc za ich końcówki. Zawsze tak robił kiedy był zdenerwowany...
- Eeej... ale spokojnie... zostaw te biedne włosy. - Uśmiechnęłam się i chwyciłam rękę Brooks'a, która wędrowała znowu do włosów.
                           *Jai*
Ta dziewczyna to anioł... wybaczyła mi takie świństwo... nie mogę w to uwierzyć, a jednak. Nath ma złote serce... I dobrze wiem, że przeżywała śmierć Geo, i że nie jestem jej maskotką. Jak emocje potrafią wpłynąć na człowieka... Cóż na mnie w tamtej sytuacji zdecydowanie niekorzystnie... Chociaż i tak jestem szczęściarzem, że darowała mi to... No, ale to ten cały "Ney"... to ON działa na mnie jak płachta na byka... nie trawię go. Wydaje się taki chamski... tak nie znam go, ale wydaje mi się jakiś... dziwny... ale to nie mi przyszło osądzać, Dabrowsky go lubi...
                       *Neymar*
Jest krótko po 22 więc Nath nie powinna spać. Pisanie przed snem - Me gusta. Wysłałem jej krótkiego Sms-a.

Do: Nathuu <3 
No co tam mała?:* Śpisz? 
Od: Nathuu <3
No nie śpię, nie śpię.;) Kręce się z boku na bok, trochę muzyki słucham, ale bezskutecznie.:)) A jutro trzeba wcześnie wstać.:DD A ty czemu nie śpisz?  <33
Do: Nathuu <3
Nie mogę usnąć ^^ Myślę o toooooobie <3 :*
Od: Nathuu <3
Czyżbym miała doczynienia z chorym psychicznie?  :* Żart xD Oki ja idę spać, zmuliło mnie trochę.:D Dobranoc Ney <3 xoxoxoxo 
Do: Ranisz!!!  ;_; No ale ja też spróbuje się glebnąć. Dobranoc mała <33 xxx 
Dziewczyna już nie odpisała, a ja z ogromnym bananem na twarzy odpłynąłem w krainę Morfeusza.


♠♤♠♤♠♤♠♤♠♤♠♤♠♤♠♤♠
No i jest part 10 ^_^ Bardzo przepraszam za wszystkie błędy jakie znajdoo się w ff.;) Mam nadzieję, że się spodoba i zapraszam do komentowania bo to mega motywacja

niedziela, 1 marca 2015

Part 9

                         *Nath*
Zeszłam po schodach bardzo ostrożnie uważając na to, żeby sukienka nie wplątała się w moje szpilki doprowadzając do wielkiego orła i wielu siniaków. Na szczęście obyło się bez mojego czarnego scenariusza. Przy drzwiach wejściowych stał Jai oparty o nie. Obcinał mnie jak komornik szafę...  a ja nie wiem czy to dobrze, czy źle. Przyjrzałam mu się uważnie. Włosy zaczesane, czarny kapelusz, oraz koszula i spodnie w tym samym kolorze. W uszach i brwi kolczyki. Wyglądał... znośnie... dobra Dabrowsky nie oszukuj się zapiszczał mały wstrętny głos w mojej głowie nazywany często podświadomością... Ale może i ma rację, Jai nie jest brzydki. Wręcz przeciwnie jest przystojny, i to nieprzeciętnie. Kiedy skończyłam się na niego gapić, bo w tamtym momencie można było to tak nazwać, odezwałam się niepewnie.
- Jai, jeszcze przed tą galą ja chciałam cię przeprosić... Nie znając mnie zacząłeś chronić... powiedziałeś prawdę...  na początku grałeś nieczysto, ale to nie ma znaczenia na tle tego co robisz dla mnie teraz... - Skończyłam moje przemówienie, kiedy to w moim gardle urosła wielka gula, która odebrała mi głos.
- Wybaczam, ale powiedz mi...  dlaczego ty mi tak nie ufasz? Jak sama przyznałaś grałem nie fair, ale się zmieniłem... - podniósł swój smutny czekoladowy wzrok wlepiając go w moją twarz. Zatkało mnie... no bo co niby miałam odpowiedzieć?
- Nie... nie dałeś mi powodów żeby ci nie ufać... - przyznałam szczerze wgapiając się w ścianę, która swoją drogą stała się interesująca w tamtym momencie. 
- Właśnie... ja cię chciałem tylko chronić. Z resztą musimy wyjechać abym mógł robić to dalej... 
- Co?... Ale co z Cher? Julią? Jaymi'm?  Przecież to moi przyjaciele, są dla mnie jak rodzina. - Pokręciłam głową z dezaprobatą. 
- Porozmawiamy po gali, teraz nie stresuj się niepotrzebnie. Nie ma jeszcze na świecie chyba takiego problemu, który nie ma choć jednego rozwiązania. - uśmiechnął się życzliwie i co najważniejsze szczerze po chwili dodając: 
- To gramy? 
- Ale... że w co? - Na początku nie zrozumiałe były dla mnie jego słowa. 
- Powiedziałaś, że wezmą mnie za Twojego chłopaka, nie wyprowadzajmy ich z błędu skoro będę towarzyszył ci od teraz na każdej Gali, przyjęciu czy koncercie. - Puścił mi oczko, a ja zesztywniałam. ALE, ŻE ON?!  ON UDAWANYM CHŁOPAKIEM?!  TOĆ TO SIĘ WYDA, krzyczała moja podświadomość, lecz teraz za późno by się wycofać. Jak się bawić, to na całego. 
- Ekhmm... no okej. - Uśmiechnęłam się. 
                           *Jai*
Wysiadłem z Nath z samochodu, a blask fleszy od razu poraził moje oczy, które swoją drogą nie były zbytnio przyzwyczajone do takiego czegoś. Dabrowsky na luzie zaczęła się uśmiechać, a ja złapałem ją w talii...  no wiarygodnie musi być, prawda? Chociaż wolałbym nie udawać... ale pomińmy ten fakt mojego jakże ciekawego życia. Weszliśmy do wielkiego budynku. Po prawej stronie był bufet, a kawałek dalej był taki a'la Bar? W takim miejscu nazywa to się pewnie inaczej, ale nieważne. Po lewej stał duży wieszak do kurtek, żakietów itp. Tutaj zdjęć robiono nam MASĘ, oraz musieliśmy pozować. Znaczy się stanąć do zdjęć. Szczerze nie byłem przyzwyczajony do tego typu rzeczy, ale Nath uśmiech nie schodził z ust. 
Stałem tak uśmiechając się i wyglądając pewnie jak wieśniak, do czasu aż nie podetknięto mi mikrofonu pod usta i zadając kluczowe pytania: 
- Ile masz lat? Czy jesteś z Nath?  Jeśli tak, to ile?  Kochasz ją? Czy przeszkadza ci jej popularność? - Spojrzałem na niego jak na debila, lecz po chwili uśmiechnąłem się odpowiadając na pytania tego faceta, nie robiąc Nath obciachu. 
- W maju będę miał 20, tak jestem, Od prawie roku i tak, bardzo ją kocham. - Tutaj przyciągnąłem bliżej dziewczynę chcąc być bardziej wiarygodny. - I nie, nie przeszkadza mi jej popularność. - Zakończyłem swoją wypowiedź. Dabrowsky zadano podobne pytania. Po tym ciężkim jak dla mnie wywiadzie poszliśmy do bufetu, porozmawialiśmy ze sztywnymi ludźmy, którzy chyba nie wiedzą co to zabawa, po czym wyszliśmy do domu. 
                       *Nath*
Kiedy wróciłam z Jai'em do domu było krótko po osiemnastej. Postanowiłam wznowić rozmowę sprzed gali. 
- Jai, wracając do naszej rozmowy sprzed Gali... Bo widzisz... jak zamierzasz to rozegrać? Ja bez przyjaciół się nigdzie nie ruszam...  - Powiedziałam siadając na sofie obok chłopaka. 
- Jeśli zależy ci na przyjaciołach, a im na tobie to wyjadą z nami. Niestety tego na 100% nie wiem. Najlepiej będzie jak zadzwonisz. Wspomnij, że wyjeżdzamy do Melbourne w Australii. - uśmiechnął się przytulając mnie mocno. Hello?  Tu nie ma paparazzi... Chociaż w sumie jest przyjemnie... Najpierw zadzwoniłam do Jaymi'ego. Nie był w 100% pewny więc zapowiedział, że będzie za 20 minut. Julia i Cher zgodziły się bez najmniejszego 'ale' twierdząc, że zamieszkanie w Melbourne to ich marzenie. Siedząc z Jai'em na sofie i omawiając temat kiedy wyjeżdżamy zadzwonił dzwonek. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam witając się ciepłym uściskiem z Hensley'em i zapraszając go do salonu. Chłopak po wejściu do salonu stanął wpoł kroku. Zmierzył Jai'a i posłał mi pytające spojrzenie. 
- Poznajcie się. Jai to Jaymi, Jaymi to Jai.
- My się już znamy, prawda przyjacielu?... - Powiedział tajemniczo Jaymi. WTF?! O co tu chodzi? 
- Zaraz... Moment, moment... - Naszło mnie olśnienie, Przecież oni kiedyś się przyjaźnili! 
- No Cześć stary. - Uśmiechnął się, ale Jaymi spojrzał na niego jak na myślącego inaczej.
- Stary?!  Jaki stary?!  Chyba zapomniałeś jak miałeś mnie centralnie w dupie a narkotyki i alkohol były ważniejsze! - Krzyknął zdenerwowany dwudziestopięciolatek. 
- Nath zostawisz nas samych?...  - Mruknął Jai. 
- Jasne, porozmawiajcie bo chyba macie sobie pare lat do wyjaśnienia. - Uśmiechnęłam się do obu i czmychnęłam na górę do swojej sypialni. Po około dwudziestu minutach bezsensownego nic nie robienia we wnęce drzwi pojawił się rozradowany Jai prosząc mnie, abym zeszła na dół. W pośpiechu wykonałam prośbę chłopaka wbiegając do salonu, gdzie czekał równie szczęśliwy Jaymi. 
- Pogodziliśmy się. - Powiedział Jye. 
- Naprawdę?!  Nie macie pojęcia jak się Cieszę! Naprawdę! - Każdego z nich mocno przytuliłam. 
- Jaymi... więc teraz jedziesz z nami do Melbourne? - Wykrzyknęłam podekscytowana doprowadzając chłopaków do śmiechu.
- Tak, teraz jadę na 100%. - Uśmiechnął się promieniście Hensley. 
- Tak? Super, a więc lot mamy za dwa dni o 10.00. Zamówiłem już pięć biletów. - Uśmiechnął się Brooks patrząc w ekran tableta. 
- W porządku. - Powiedziałam równocześnie z Jaymi'm po chwili wybuchając z nim śmiechem. 
- No dobra duperelki, ja zmykam, spakuje się już, bo jutro jeszcze muszę paszport znaleźć. - Powiedział Hensley kierując się do drzwi.
- No dobrze, dobrze widzimy się pojutrze. Paaaa - Powiedziałam, kiedy Jaymi opuszczał dom. 
- A teraz... uwaga, uwaga... ZAMAWIAMY PIZZE! - Wrzasnął mi Jai do ucha. Czy on chce żebym głucha była? 
- Dobrze Jai, zgadzam się w 100%, ale nie krzycz tak bo mi uszy popękają. - Powiedziałam kiedy chłopak sięgał po telefon.
- Dobrze, dobrze. Ja wieeeeeeeem... - Przeciągnął Brooks patrząc na mnie słodko. - A więc księżniczko... Jaką pizzę sobie życzysz? - KSIĘŻNICZKO?! Dabrowsky spokojnie... pewnie mu się wyrwało.
- Jakaś z kurczakiem jest? 
- Emmm... Jest! Pollo z kurczakiem, sosem pomidorowym, oregano, serem, papryką i kukurydzą. - Kończąc czytać posłał mi pytające spojrzenie.
- Tak, już mam na nią ochotę. - Odpowiedziałam szczerze wylegując się na sofie. 
- Dobrze, więc zamawiam największą jaka jest bo ja też mam na nią chęć.  - Odparł Jye dzwoniąc do Pizzerni. Po około piętnastu minutach słodkiego lenistwa dostarczono nam pizzę. Omnomnom wygląda apetycznie. Rozsiadłam się na sofie biorąc jeden kawałek i oglądając jakąś komedię, którą włączył Brooks. Kończąc kawałek pizzy podsunęłam karton pod nos chłopaka jedzącego już chyba trzeci. 
- Masz, jedz. Ja już więcej nie zjem. - Powiedziałam popijając herbatą.
- Kpisz sobie ze mnie chuderlaku?  - Odłożył resztę swojego kawałka na talerz biorąc do ręki nowy i podtykając mi go pod nos. - Nooooo ciamciaj. 
- No ale ja nie chcę. - Jęknęłam odpychając rękę chłopaka. Cóż... jednak on nie zamierzał się poddać. Po chwili jedną ręką złapał moje ręce nad głową i usiadł na mnie. Dziwneee... no ale nie komentuję. W sumie nie ma co narzekać. 
- A teraz grzecznie powiedz "Aaa" jak Jai cię prosi. - Powiedział uśmiechnięty chłopak machając mi przed nosem kawałkiem jedzenia. Nie chcąc się z nim kłócić zjadłam kawałek pizzy, którą karmił mnie chłopak. 
- Grzeczna dziewczynka. No widzisz, można? Można. - Powiedział Brooks puszczając moje ręce jednak dalej na mnie siedząc. Po chwili pochylił się nade mną i złożył pocałunek na moim czole. Jak ja mam to odebrać?... 
- Ekhem... późno już. - Uśmiechnęłam się przepraszająco uciekając do mojej sypialni z natłokiem myśli i szybko bijącym sercem... To źle, że tak reaguje na Jai'a... zdecydowanie tak nie powinno być...
                              *Jai*
Nie no... brawo dla mnie. Tylko się zbłaźniłem nic poza tym... Ja to mam talent...Gdyby nie ten pocałunek, po którym dziewczyna zwiała prawdopodobnie mógłbym nazwać ten wieczór najlepszym w moim życiu.
               *Nath / Trzy dni potem*
Kiedy razem z Jai'em, Jaymi'm, Cher i Julią wysiadałam z samolotu kierując się po odbiór bagażów cóż... trochę się pogubiłam... No ale chyba aż tak źle nie jest. Łażąc jak opętana z dwoma walizkami, które zdążyłam odebrać wpadłam na jakiegoś chłopaka. 
- Woaaah, dziewczyno gdzie tak pędzisz? - Zapytał tajemniczy chłopak z obłędnymi oczami.
- Się trochę... ten... zgubiłam. - Uśmiechnęłam się słabo.
- Oj, Nath, trzeba było tak od razu.
- Zaraz...co? Skąd znasz moje imię?  - Moja mina pewnie była przekomiczna.
- Hah, nie tylko słodkie nastolatki słuchają twoich genialnych kawałków. A nie krzyczę dlatego, że masz okulary na nosie i kaptur więc wydaje mi się, że nie chcesz być rozpoznawalna. - Uśmiechnął się szeroko.
- No dobrze, więc zaprowadź mnie do wyjścia i podaj swoje imię tajemniczy chłopaku. - Powiedziałam stojąc naprzeciw bruneta minimalnie wyższego ode mnie.
- Ney. Znaczy się Neymar, ale mów mi Ney. - Powiedział Chłopak prowadząc mnie do wyjścia. Będąc przy wyjściu z lotniska zapytał. - Czy łaskawa kobieta byłaby w stanie mi tak zaufać i dać swój numer telefonu? - Uśmiechnął się pokazując swoje bielusieńkie zęby.
- Tak byłabym, trzymaj. - Wpisałam mu swój numer. - I Dziękuje za przyprowadzenie. - Powiedziałam żegnając się z chłopakiem.
- Do szybkiego zobaczenia Nath. - Odparł i zniknął za rogiem, a ja dołączyłam do przyjaciół.
- Dziewczyno gdzieś ty się podziała? - Zapytała Julia, która jak zwykle zbyt bardzo się o mnie martwiła.
- Zgubiłam się, potem wpadłam na chłopaka i on mnie przyprowadził do wyjścia. - Odpowiedziałam przyjaciółce.
- Uuuuuuuuuu przystojny? Jakie miał oczy? Wysoki? Brunet czy blondyn? - Pisnęła przyjaciółka. - AHA! I czy masz jego numer. - Dopowiedziała.
- Tak Julia, przystojny, brązowo-zielone, niewiele wyższy ode mnie, brunet. On ma mój.
- Aaaaaa!!!  Może będzie z tego coś więcej! - Podskoczyła dziewczyna głośno piszcząc. Odwracając na chwilę głowę spotkałam się ze wzrokiem Jai'a... zdecydowanie innym wzrokiem. Smutnym? Niee... no bo czemu niby miałby być smutny?...
                   *Narrator*
Dziewczyna opowiadając o Neymarze swojej przyjaciółce wbijała chłopakowi nóż w serce... Pierwszy raz był zakochany choć o tym nie wiedział...  Nie rozumiał co do niej czuje... Bał się nieodwzajemnionych uczuć...  Dusił to w sobie... Wiedział, że będzie gorzej kiedy jej nie powie... Ale nie dawał sobie żadnych szans...

●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●
Bardzo, ale to bardzo przepraszam, że tak Długo nic nie dodawałam. I tłumaczenia, że są ferie nic nie dadzą.:) Ale postarałam się to jakoś wynagrodzić dodając dłuższy rozdział.;) I JEST NOWA POSTAĆ!  
Neymar - 22 l. , Chłopak trochę namiesza między Jai'em a Nath, ale więcej nie zdradze <33 I przepraszam za wszelkie błędy jakie się znajdą w rozdziale.:*



niedziela, 22 lutego 2015

Part 8

                 *Miesiąc potem / Nath *
Minął już miesiąc... od śmierci Geo...  Czy się pozbierałam? Fizycznie tak, ale psychicznie jestem rozsypana...  pomimo tego, że Jaymi, Jai, Cher i Julia mnie pocieszają... to jednak czuję jakby coś mi odebrano... Coś czego nje odzyskam. Wydaje mi się, że dażyłam tego chłopaka zbyt dużą sympatią nie znając go...  bynajmniej tak mówi Jai...  chyba muszę się z nim zgodzić...  nie znałam go, a pomimo to tak bardzo polubiłam... Moje rozmyślania na temat George'a przerwało wejście Jai'a do mojej sypialni. Podszedł i przysiadł się na łóżku.
- Myślisz o nim Widzę to... Nath, nie zadręczaj się tym... Domyślam się, że bardzo go polubiłaś, ale trzeba żyć dalej...  - W moich oczach wezbrały się łzy... w samotności mogę myśleć o ty 24/7, ale Jeśli Jai go zaczyna... No po prostu jest mi ciężko...
- Tak, wiem Jai... - mruknęłam niewyraźnie.
- Ale nie płacz, dobrze? - uśmiechnął się pokrzepiająco przytulając mnie. 
- Jai... ktoś kiedyś powiedział mi, że czas leczy nasze rany. Jednak po każdej ranie zostaje blizna, której nie da się usunąć do końca życia...  kiedy mi to mówiono nie uwierzyłam w głębszy sens tych słów... teraz rozumiem. - uśmiechnęłam się blado. 
-  Z czasem rzeczy niezrozumiałe stają się jasne... ale to przychodzi z czasem...  ja też z czasem pojąłem, że to co robiłem było złe... - spojrzał mi w oczy uśmiechając się. Przez chwilę poczułam jakbym o czymś zapomniała... A TAK!  PRZECIEŻ TA GALA JEST DZISIAJ! 
- Jai posłuchaj wyjdziesz teraz na chwilę?  To bardzo ważne muszę się trochę przyszykować, bo zapomniałam o gali! - powiedziałam pośpiesznie doprowadzając Jai'a do śmiechu. 
- Idę z tobą. - Spoważniał natychmiast. 
- Chwila, chwila... CO!? Dobrze wiesz, że to niemożliwe. Wezmą cię za mojego chłopaka, będą zadawać setki pytań mnie i tobie. Nie. Ma. Mowy. - wycedziłam na końcu. 
- Nie zapominaj, że mój "szef" nadal jest na ciebie cięty, nie będziesz bezpieczna idąc tam sama. - pokręcił głową z dezaprobatą chłopak. 
- Tam jest tyle ochroniarzy, że nic mi się nie stanie. Przesadzasz... - jęknęłam na znak mojego sprzeciwu. 
- Idę z tobą, albo ty nie idziesz na Galę. Przykro mi. Obiecałem cię chronić, więc nie dajesz mi wyboru. - Wzruszył ramionami patrząc w przestrzeń. 
- Jesteś bezczelny! - Zdenerwowałam się. - Co ci tak zależy na moim bezpieczeństwie?!  Masz jakiś interes czy jak?!  - To ostatnie wykrzyczane przeze mnie zdanie poruszyło chłopaka. Przesadziłam... 
- Nie, nie mam interesu. Po prostu chronię osoby, które są dla mnie ważne i na których mi zależy... Szykuj się... Jak będziesz gotowa to mnie zawołaj. - Powiedział, po czym wstał i wyszedł. 
Zrobiło mi się głupio... źle potraktowałam Brooks'a...  cóż, jeszcze przed Galą go przeproszę, ale teraz muszę się szykować. Zaczęłam szperać w mojej garderobie... hmmm...  wszystkie sukienki były ładne, ale nie na tą okazję... To kolor nieodpowiedni, to długość zła. Po długich poszukiwaniach znalazłam tą odpowiednią: 
Bardzo mi się spodobała, swoją drogą nawet nie wiedziałam, że taką mam. Makijaż zrobiłam pod kolor sukienki: 
                              *Jai*
Oskarżenie Nath zasmuciło mnie... Czy dałem jej jakiekolwiek powody do podejrzewania mnie o coś takiego?...  Tak, wiem... na początku grałem nie fair, ale się zmieniłem... zmieniłem dla niej... szkoda jednak, że ona tego nie zauważa... Ale czego się spodziewać, Dabrowsky to gwiazda dużego formatu, a ja?... Chłopak z nieciekawą przeszłością i najprawdopodobniej szarą przyszłością... Przerwałem moje rozmyślania podchodząc do szafy i wyciągając czarną koszulę, czarne spodnie i czarny kapelusz. Ubrałem wcześniej przygotowane rzeczy i poprawiłem stan mojej fryzury, która zdążyła się popsuć. Zaczekałem przy drzwiach wejściowych do domu około 10 minut aż w końcu zeszła dziewczyna... wyglądała zjawiskowo... ughh... Brooks, ona Cię NIE CHCE. Powiedziałem sobie w myślach co nie przyniosło oczekiwanych efektów, wręcz przeciwnie... zacząłem się zastanawiać co czuję do tej kruchej istoty... 

wtorek, 17 lutego 2015

Part 7

                        *Narrator*
Shelley wstał wcześnie...  Wiedział, że dziesiejszego dnia czeka go wyścig na śmierć i życie... nie chciał się jednak wycofać... nie stchórzyłby...  to zniszczyłoby jego reputacje. 
                               *Jai*
Teraz Nath już chyba nigdzie nie jest bezpieczna... Wprowadziłem się do niej, no bo jakąś ochronę MUSI mieć. Dzisiaj są wyścigi samochodowe na mieście... zero zasad, zero pobłażania...  Muszę zabrać Nath ze sobą... może i nie będzie w stu procentach bezpieczna, ALE będzie bezpieczniejsza...  z racji tego, że zostało się niewiele do wyjścia poszedłem obudzić dziewczynę. 
- Nath wstawaj... musimy wyjść... 
- Cooo??  Po co? Człowieku jest krótko po siódmej. Gdzie ci się pali? - wymamrotała pod nosem co wyglądało przesłodko. Jednak trzeba wrócić do rzeczywistości. 
- Tak, wiem... jest wcześnie. Jednak są... wyścigi... takie... nie do końca... legalne...  A przy mnie jesteś bezpieczna, więc jedziesz ze mną... - dziewczyna zerwała się do pozycji siedzącej i wytrzeszczyła oczy. 
- CO?! Posłuchaj Brooks!  Mieszkasz tu, miałeś mnie zabić, dyktujesz mi czy mogę wychodzić do klubów, a teraz wciągasz mnie w to bagno?!  Nie przesadzasz?!  - Krzyknęła energicznie gestykulując rękoma. 
- Nath... to dla twojego dobra. Wiem, że przyzwyczaiłaś się do życia... emmm...  bezpieczniejszego od mojego, ale...  Nie możesz się wycofać... nie ja jeden na ciebie polowałem...iiiii... dobrze będzie jeżeli będziesz się trzymać bliżej mnie... 
- Taaak, jaaasne. Coś jeszcze? - mruknęła, a ja ni stąd, ni zowąd przytuliłem ją mocno i wyszeptałem w jej włosy: 
- Będziesz bezpieczna... obiecuje... 
                       *Nath*
Pomimo tego, że tak bardzo denerwuje mnie Jai... ufam mu. Mało to, czuje, że jestem przy nim bezpieczna... Kiedy chłopak opuścił moją sypialnię poszłam do toalety robiąc wszystko to, co zawsze rano i przebierając się w to:
          *Narrator*
Zawodnicy zaczęli zbierać się na starcie... Nath mocno przytuliła Jai'a szepcząc mu do ucha "Wróć... ", chłopak obiecał, że wróci... bo Pierwszy raz ma dla kogo... Dziewczyna odsunęła się na przód wiwatującego tłumu... rozglądając się wzrok zawiesiła na nim... to chłopak, który ma TEN czarujący uśmiech... to Geo...  dziewczynie serce podeszło do gardła... On? Kim on jest?...  Teraz doszło do niej, że chłopak był nieszczery wobec niej... przemyślenia Dabrowsky przerwał warkot silników i pisk opon... ruszyli... a więc się zaczęło... z racji tego, że ulice nie do końca opustoszały było o wiele trudniej i niebezpieczniej... Czarnowłosa mocno zaciskała pięści próbując choć w jak najmniejszym stopniu opanować strach, który nią zawładnął... po około dziesięciu minutach dwa samochody wyłoniły się na prowadzenie... Jai i Geo... Brązowooka nie była w stanie wytypować, który wygra...
Jechali równolegle, lecz z jednej strony wyjechała duża ciężarówka... doszło do zderzenia czołowego... Nath zamarła...  wiedziała, że w tym samochodzie był ten chłopak z anielskim uśmiechem... TEN, którego przed chwilą nienawidziła, a teraz tak bardzo ściska jej serce... Nie zorientowała się kiedy Jai przyjechał na metę pierwszy.
Po policzku Dabrowsky spłynęła łza...  czysta, niewinna łza... łza, która oddaje jej cały ból i cierpienie... Po chwili przy jej boku stanął Jai.
- Nath... Wra... wracajmy... - uścisnął dłoń dziewczyny.
- Oooon... nie żyje... GEORGE NIE ŻYJE!
- Nath... ty go znałaś? Ale... tak żeby za nim tęsknić?... - Mina Jai'a była przekomiczna,lecz w tamtej chwili nikomu nie było do śmiechu...  Ani Jemu, ani Jej... Tłum rozszedł się, zostali sami. Nikt nie wpadł na to żeby zadzwonić po pogotowie, bo wszyscy wiedzieli, że było za późno... Jednak dziewczyna pobiegła do roztrzaskanego samochodu, a za nią Jai, który pomógł odchylić wgięte drzwi auta. Nath delikatnie wysunęła pocharatane ciało chłopaka. Spojrzała na jego niegdyś nieskazitelną twarz teraz umazaną krwią i błotem... Nie oddychał... nie żył...  jego ciało, choć przy niej duchem już w gwiazdach... Jai niepewnie się odezwał
- Nath... pora wracać... - Głos mu się łamał. Tak, Jai'owi Brooks'owi łamał się głos... może i go nienawidził, ale szacunek miał... i w dodatku widok dziewczyny... Smutnej i zapłakanej...
- On umarł Jai... Choć był mi praktycznie obcy... już nigdy nie spojrzę mu w oczy... Jai...  ON UMARŁ...  - dziewczyna zaszlochała. Chłopak nic nie odpowiedział, tylko uścisnął dziewczynę.
- Byłby z ciebie dumny...  - mruknął po chwili. - Wracajmy...  zimno się robi.  - Powiedział po czym Nath ostatni raz uścisnęła zimną i bladą rękę chłopaka.
Kiedy wrócili do domu Dabrowsky pobiegła do swojej sypialni zamykając się w niej...
                               *Nath*
Bóg jest okrutny... zabrał go... zabrał chłopaka, którego tak bardzo chciałam poznać... Oszukał mnie... jednak czy teraz ma to jakiekolwiek znaczenie?  Przecież jego już nie ma... już nigdy go nie zobaczę... nasze pierwsze spotkanie... jego... jego uśmiech i piękne oczy... 
W tym momencie rozpłakałam się jak dziecko... widząc wtedy jego bladą twarz... spierzchnięte usta... zamknięte powieki... choć praktycznie wcale go nie znałam... zapamiętam go na zawsze...  ponieważ takiego chłopaka nie sposób jest zapomnieć... 
😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍😍
Domyślam się że tego się nie spodziewaliście:D smutnoo;-; biedny Geo <3 jednak nie chcialam tej monotonni.:)) Mam nadzieję że mi wybaczycie <33 

sobota, 14 lutego 2015

Part 6

                                 *Jai*
Stałem przed jej domem. Chciałem TYLKO porozmawiać. Wytłumaczyć...  jak to naprawdę jest, i kim jestem, i co muszę zrobić, ale nie zrobię...  jednak kiedy miałem zapukać do drzwi moje tchórzostwo się ujawniło bardziej niż kiedykolwiek. Dobra Brooks...  zacząłeś to dokończ... Niepewnie zapukałem do drzwi a w ich wnęce pojawiła się dziewczyna.
- Co ty chcesz?  - zaczęła oschle...  to już wiem, że będzie tylko gorzej...
- Musimy porozmawiać. I to POWAŻNIE. - Bez zaproszenia wszedłem do środka. Usiadłem na sofie w salonie, a Nath dołączyła do mnie siadając na fotelu.
- No to słucham. - powiedziała pewnie.

- Od czego by zacząć... - zawahałem się co zostało skomentowane przez postać dziewczyny. 
- Najlepiej od początku - pokręciła głową głęboko wzdychając. 
- A więc... miałem, a właściwie mam zlecenie... powinienem cię zabić, ale nie potrafię bo cię polubiłem. Jesteś mega pozytywną i energiczną dziewczyną. Nie mógłbym tego zrobić. - Powiedziałem na jednym wdechu, możliwie najszybciej jak się dało. 
- Jai, dzisiaj nie jest Prima Aprilis, a twoje żarty nie są zabawne. - Prychnęła. 
- Kiedy to prawda! - uniosłem się, raczej niepotrzebnie... - Za niecałe dwa tygodnie powinnaś być martwa! 
- CO?!  CO ty gadasz?!  Nawdychałeś się czegoś czy jak?!  - Krzyknęła wstając. 
- TO PRAWDA!!!  Jak myślisz?!  Czemu ci to mówię?! Bo chcę cię chronić! 
- Jesteś popieprzony!  WYNOŚ SIĘ i nie wracaj nigdy więcej! - wskazała na drzwi ze łzami w oczach. 
- Martwię się o ciebie, zrozum. Chcę żebyś była bezpieczna. Musimy wyjechać. - mruknąłem z powagą w głosie przytulając dziewczynę do torsu. 
- Jesteś głupkiem Brooks, Jeśli myślisz że gdziekolwiek z tobą wyjadę. - mruknęła w materiał mojej koszulki. 
- Wyjedziesz dla własnego dobra mała, a teraz idź się prześpij. Za dużo informacji jak na jeden dzień. - uśmiechnąłem się blado, wiedząc, że to dopiero początek krętej ścieżki, którą będzie musiała ze mną przejść, czy tego chce, czy nie... 
                              *Nath*
Kładąc się na moim miękkim łóżku myślałam nad tym co powiedział mi Brooks... równie dobrze mógł mnie zabić od razu, a nie zrobił tego. Poniekąd jestem dla niego obcą dziewczyną... Jednak mam do niego żal...  Sama do końca nie wiem o co, on tylko wykonuje zlecenia... Ale polubiłam go... i nie potrafię pogodzić się z tym kim jest...
                   *Narrator*
Dziewczyna leżąc wylewała z siebie już tysięczną łzę, zastanawiając się czemu była na tyle głupia, że przyzwyczaiła się do chłopaka, którego nie zna... 
On z kolei obwiniał się, że zgodził wykonać się TO zlecenie... że chociażby nie powiedział jej wcześniej. Teraz już mu nie zaufa tak jakby chciał... Nie pokocha... nie zaufa... zawsze pozostanie ten dystans... bynajmniej on tak myślał... 

czwartek, 12 lutego 2015

Part 5

                             *George*
Wstałem wcześnie. Przed szóstą. Dabrowsky ma koncert o szóstej wieczorem, ale dotarcie na arenę chwilę potrwa...  Jednak dla mnie NIE MA rzeczy niemożliwych. Zjadłem śniadanie, przebrałem się w normalniejsze rzeczy, w końcu kamuflaż to podstawa. Zgarnąłem ze stołu kluczyki od mojego Land Rovera i portfel i wyszedłem działać.
                           *Nath*
Właśnie weszłam na arenę. Była jeszcze pusta, ponieważ do koncertu zostało się sześć godzin. Weszłam do studia mieszczącego się w lewej części budynku witając się z Cher, która jak zapowiedziała, czekała na mnie.
- No cześć laska. - uśmiechnęła się serdecznie, jak to miała w zwyczaju.
- Heeej. - uśmiechnęłam się.
- Dzisiaj jest twój dzień. W ogóle patrzałam na twoją kreację sceniczną. Jest BOSKA!  - Pisnęła Charlotte.
- Haha, zaraz sama to ocenię. - zaśmiałam się. Przeszłam do garderoby, gdzie czekało na mnie ubranie. Czarne szpilki, biała suknia z przodu do kolan, a z tyłu ciągnąca się po ziemi i czarne duże aniele skrzydła. Kreacja była przepiękna. Szybko pobiegłam do Cher.
- Boże ta kreacja jest IDEALNA! - Pisnęłam. - Nigdy ładniejszej nie miałam.
- A nie mowiłam - odparła Cher. - A teraz chodź, musisz w końcu mieć tak samo piękny makijaż.
                            2 h. Potem*
Makijaż był przepiękny. Usta jasne, błyszczące, oczy czarno-białe. Idealnie pasuje ten make-up do kreacji. Jednak jeszcze fryzura!
                           *3 h. Potem*
Fryzura była pozornie prosta, ale idealnie wpasowała się w moją dzisiejszą kreację. Końcówki zostały zrobione różowym pudrem do włosów, jednak sama fryzura to warkocz z pięciu części przełożony przez lewe ramię. Teraz tylko czekać do koncertu.
                           *4 h. Potem*
Koncert zakończył się. Zeszłam ze sceny za kulisy do osób, które miały kupione wejściówki VIP. Wchodząc do pomieszczenia ujrzałam kilkadziesiąt nastolatek z plakatami, zdjęciami i telefonami i jednego chłopaka stojącego z boku, trzymającego ręce w kieszeni. Robiąc sobie zdjęcia z dziewczynami, podpisując plakaty czy inne gadżety czasem dyskretnie spoglądałam na niego, niestety miał spuszczoną głowę co uniemożliwiało mi zobaczenie jego twarzy. Kiedy wszystkie nastolatki dostały to czego oczekiwały podszedł ten chłopak, podniósł głowę i uśmiechnął się.
- Heej... - zaczął niepewnie. Awww...  jaki uroczy. 
- No cześć jak masz na imię?  - Powiedziałam trochę pewniej od chłopaka. 
- George. Fantastyczny koncert. Dawno się tak nie bawiłem. - Znowu ten uśmiech. 
- Cieszę się. - na moich ustach zamajaczył się uśmiech. 
- Przejdziemy się może? - zapytał przygryzając dolną wargę. 
- Cóż... no nie mam nic innego do roboty więc możemy. Tylko się przebiorę. - odparłam. 
                  *Narrator*
Dziewczyna nie wiedziała, że ten z pozoru miły, słodki i ciepły chłopak chce jej coś zrobić, i że ten przyjazny uśmieszek to tylko maska, której jak narazie nie zamierza zrzucić. 
                   *George* 
Cóż... dziewczyna pełna pozytywnej energii, zaraża nią innych. Przechadzając się z Nath parkiem dowiedziałem się trochę o niej. Jest ode mnie rok młodsza i ma dwie najlepsze przyjaciółki i przyjaciela. Ja Także coś o sobie opowiedziałem, min. Że lubię grać na gitarze, czasem coś narysować, oczywiście pomijając to, że z zimną krwią potrafię zabić człowieka. 
                                *Narrator*
Dziewczyna była wręcz zachwycona chłopakiem, który z początku wydawał się zamknięty teraz się otworzył. Jednak Dabrowsky nie wiedziała, że on wcale się nie otworzył. To tylko przykrywka wilka w owczej skórze. Bo on mógł się zmienić, ale nie chciał. Nie chciał, bo wiedział, że wchodząc w to już z tego nie wyjdzie... a on nienawidził złudnych nadziei, które pękają jak bańka mydlana. 
♬♬♬♬♬♬♬♬♬♬♬♬♬♬♬♬♬♬♬
No i jest part 5! :D I jest pierwsze spotkanie Neorge'a!!!  :D Nie było jakieś specjalne... no ale było xD z kolei nie było nic o Jai'u xDD. Jak myślicie czy Geo powinien się zmienić i stawić czoło temu w co wdepnął?  Czy powinien powiedzieć prawdę?  :D
A I KOFFANI DZIĘKOWAĆ ZA PONAD 200 PIERWSZYCH WYŚWIETLEŃ <33 !!!